środa, 7 sierpnia 2013

Peeling cukrowy od Farmony

Peeling wpadł w moje ręce dość dawno temu, w cenie promocyjnej w Naturze zapłaciłam za niego bodajże ok 12 zł. Cena regularna to 16 zł.Zauroczył mnie jego piękny, owocowy zapach - pachnie dosłownie jak świeże mango i brzoskwinia. Producent jednak chce połechtać nasze oko ogromnym opakowaniem, które po otwarciu - delikatnie mówiąc - rozczarowuje, na zdjęciach zobaczycie, dlaczego.

Co do działania samego peelingu...
Na pewno jest to miły, relaksujący akcent w trakcie prysznica. Drobinki są dość spore, jednak, jak na peeling cukrowy przystało, bardzo szybko znikają z ciała podczas zabiegu, co skutkuje tym, że produkt sam w sobie jest mało wydajny. Ja zwyczajnie nie zdążam się nim nacieszyć, ponieważ po krótkiej chwili na mojej skórze pozostaje tylko tłustawa, pachnąca powłoczka - a ja chciałabym się jeszcze trochę 'podrapać'!Efekt wygładzenia i nawilżenia skóry utrzymuje się dość długo, niestety zapach ulatnia się. Skóra po użyciu peelingu jest bardzo przyjemna w dotyku, wygładzona i napięta, wygładzona i rozświetlona, co szczególnie korzystnie wygląda przy opaleniznie.
Podsumowując : bardzo podoba mi się jego zapach i działanie, mam jednak ochotę na dłuższy zabieg w trakcie kąpieli, na co nie pozwalają błyskawicznie rozpuszczające się drobinki. Ze względu na bardzo małą wydajność (trzeba nabrać go naprawdę sporo, żeby wystarczyło na całe ciało), uważam, że nie jest wart swojej ceny, a szkoda, bo działanie jest na prawdę przyjemne. No i ten wspaniały, słodki, owocowy zapach!
Kilka fotek:
Już samo opakowanie wygląda smakowicie, gwarantuję Wam, że po otwarciu ma się ochotę zwyczajnie zjeść produkt. Powstrzymałam się jednak i nie spróbowałam ;)

Mega wielkie opakowanie zachęca do zakupu, jednak w środku...

 ... znajduje się jakby drugie, dużo mniejsze.

A tutaj mój kolega, którego poznałam wczoraj na działce :) Uwielbiam ślimaki, są po prostu śliczne, a ten okaz miał wyjątkowo długie czułki :)
Pozdrawiam:)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Zakupy

Witajcie:)
Półmetek wakacji obfituje w przeceny i ciekawe promocje. W związku z tym, że postanowiłam pouzupełniać ubraniowe, obuwnicze i torebkowe braki, nie mogłam nie skorzystać. Do koszyka wpadły też 2 kosmetyki, dla mnie totalne nowości. No i wciąż czaję się na tangle teezer lub dtangler!
Rzućcie okiem, co udało mi się zdobyć:

Po pierwsze, MEGA promocja w CCC - cały asortyment butów i torebek TANIEJ o 50%
                                                                            30 zł.


 Półbutki na obcasie, czerwone. 35 zł.

Jeśli chodzi o ciuszki, to udało mi się skompletować strój kąpielowy w sklepie Go Sport. Całość kosztowała mnie 19.99 zł.

W Rossmann'ie zaopatrzyłam się w krem BB od Garniera. Powstanie osobna notka na jego temat. Możecie dostać go w cenie 12.99zł.

Puder od Kobo. Drogeria Natura, 9.99zł. Przy okazji notki o kremie, również powiem coś na jego temat.

Na koniec rzecz, z której jestem chyba najbardziej zadowolona - torba na laptopa - jak się okazało firmy Samsonite, za 19 zł na allegro. 

Ma mnóstwo kieszonek i zakamarków, będę nosić ją na codzień :)

Trzymajcie się, do następnego!:)

środa, 24 lipca 2013

Kawowy peeling do ust - handmade!

Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem zakupu gotowego peelingu do ust. Zniechęciły mnie jednak opinie recenzentek, praktycznie każda z dziewczyn wspominała o tym, że taka peeling'ująca pomadka jest mało wydajna, a balsam nie przynosi obiecywanych efektów. Dodatkowo cena takiego produktu to ok 25 zł (internet), co skutecznie mnie zniechęciło. Postanowiłam więc - dosłownie - wziąć sprawy w swoje ręce i wspominając zbawienne działanie peelingu kawowego na moją skórę, stworzyć produkt do ust oparty na tej samej bazie.
W tym celu posłużyłam się:
- mini słoiczkiem z Rossmann'a - 1.29 zł,
- wazeliną - moja jest z Isany, ale można użyć jakiejkolwiek innej,
- zmieloną kawą,
- olejkiem waniliowym (lub o innym, ulubionym aromacie) do ciast,
- wykałaczką.

Wazelinę roztopiłam na metalowej łyżce nad ogniem. Roztopiony produkt przelałam do słoiczka, do którego dodałam ok 1 łyżeczki kawy (tak na prawdę to `na oko`). Dokładnie wymieszałam kawę z wazeliną przy pomocy wykałaczki, po czym dodałam 3 krople olejku waniliowego, ponownie zamieszałam i ... Gotowe!
Peeling doskonale usuwa martwy, suchy naskórek, wazelina natłuszcza wargi, a olejek waniliowy przyjemnie pachnie. Peelingu używam tylko i wyłącznie w domu, głównie ze względu na niehigieniczną aplikację produktu, ale także ze względu na kawę, która lubi pozostać wokół ust po zabiegu, lub delikatnie zabarwić skórę wokół ust.
TRIK: jeżeli nie lubicie aromatu kawy, możecie zastąpić ją kaszą manną. Moja wersja jest bardziej zimowa, ze względu na obecność `ciężkiego` aromatu wanilii, kolejny peeling będzie już pachniał pomarańczą lub cytryną:)




Serdecznie polecam Wam takie domowe kosmetyki, po głowie chodzi mi jeszcze pomysł wykonania podobnego peelingu w sztyfcie... Na pewno pochwalę się nowym, domowym kosmetykiem, kiedy wcielę swój plan w życie:)

Myślę intensywnie nad rozszerzeniem tematyki bloga o kulinaria, co Wy na to? Chciałybyście czasem móc zaczerpnąć inspirację na przykład na pyszny, szybki obiad? Jestem zwolenniczką taniej, smacznej, aromatycznej, ostrej i przede wszystkim mocno warzywnej kuchni, myślę, że mogłabym mieć coś ciekawego do powiedzenia w tej kwestii :)

Jak mijają Wam wakacje? Ja w tygodniu pracuję, czasem udaje mi się wyskoczyć na działkę i zatopić się w zieleni, co bardzo mnie relaksuje:) W czwartek wybieram się w końcu do fryzjera, w połowie wakacji najwyższy czas na nowy image! Niestety nie wyjeżdżam nigdzie w tym roku, więc karmię oczy i zmysły Vlogami o dalekich podróżach w ciepłe kraje, mmm...:)
Buziaki!

sobota, 13 lipca 2013

CudoKrem!

Moja sucha, skłonna do podrażnień buzia wymaga szczególnej uwagi. Przez kilka lat zdążyłam przetestować setki kremów, z niższych i wyższych półek cenowych, żaden jednak nie spełnił moich oczekiwań w 100%
Jakiś czas temu, za namową Mamy, sięgnęłam w Rossmann'ie po krem z melisą od firmy Eva Natura z serii Herbal Garden. Wujek google pokazuje, a ja się pod tym podpisuję, że krem wygląda właśnie tak:
W środku znajdziemy plastikowy słoiczek, w którym mieści się nasz CudoKrem.

Za co go uwielbiam?
Po pierwsze za to, że pięknie pachnie melisą. Nie jakimś chemicznym melisopodobnym tworem, ale świeżo zerwanym ziołem. Lubię zaczynać poranek od tego aromatu:)
Po drugie, krem ma bardzo lekką, przyjemną konsystencję. Łatwo rozprowadza się na twarzy, od razu po aplikacji można zaobserwować efekt zmatowienia skóry, który przypomina trochę działanie bazy. Moja skóra go uwielbia i błyskawicznie wchłania. Idealnie sprawdza się nakładany pod makijaż, ponieważ nie ma na niego żadnego wpływu, a skóra pod podkładem jest odżywiona, nawilżona i aksamitna w dotyku. Wspomniany efekt nawilżenia, zgodnie z obietnicą jest intensywny i utrzymuje się przez cały dzień.
Osobiście używam go tylko na dzień, aczkolwiek ręczę, że na nocą zadziała równie dobrze:)
Co bardzo istotne - krem nie zapycha.  Nie musicie obawiać się wysypu wyprysków na twarzy po jego użyciu, jest tak lekki, że nie zrobi krzywdy.
Możecie również przyjrzeć się bliżej składowi, przyznam szczerze, że nie za bardzo się na tym znam, choć kilka nazw do mnie przemawia;) 
Aqua, Cetearyl Alcohol / Ceteareth-20, Vitis Vinifera (Grape) Oil, Isopropyl Palmitate, Glycerin, Cetyl Alcohol, Melissa Officinalis (Common Bahu) Extract, Sodium Lactate / Sodium PCA / Glycine / Fructose / Urea / Niacinamide / Inositol / Sodium Benzoate / Lactic Acid, Phenoxyethanol / Methylparaben / Ethylparaben / Propylparaben / Butylparaben, Tocopheryl Acetate, Allantoin, Parfum, Carbomer, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Sodium Hydroxide, PEG-8 / Tocopherol / Ascorbyl Palmitate / Ascorbic Acid / Citric Acid, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Linalool, Hydroxycitronellal, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Citronellol, Geraniol, Limonene.

Jedyne, co mi w nim przeszkadza, to obecność parabenów, póki co jednak służy mojej skórze, nie potrafię się więc zdecydować - czy jest się czego obawiać?
Krem jest bardzo tani, za 50ml zapłacimy 9,99zł.
Warto!

Jak mijają Wam wakacje? 
Mi dość pracowicie, jednak nie narzekam:)
Szkoda tylko, że pogoda się popsuła, wierzę jednak internetowej prognozie, która obiecuje, że kolejny tydzień (niestety nie najbliższy, tylko następny) będzie już słoneczny.
Trzymajcie za mnie kciuki, ponieważ właśnie wtedy czeka mnie ogromny sprawdzan zawodowej samodzielności. Wszelkie pokłady dobrej energii chętnie przyjmę!:)

Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się cieplutko!
P.S Nie obrażę się za podrzucenie nazwy fajnego kremu do twarzy, o cechach wspomnianego wyżej CudoKremu, ale bez parabenów:)


poniedziałek, 1 lipca 2013

Pielęgnacja twarzy


Jeszcze niedawno nie przyciągałam większej uwagi do tego, jak `opiekuję się` moją buzią, do czasu, gdy nie zaczęły się na niej pojawiać dziwne wypryski - nigdy przedtem nie miałam trądziku, ani innych problemów skórnych, aż tu nagle takie coś... Postanowiłam zacząć działać od podstaw. Akurat wtedy, w Rossmann'ie pojawiła się nowość - żele i kremy do mycia twarzy Synergen. Wypróbowałam aż cztery!

Dziewiczym wyborem był oczyszczający żel do mycia twarzy - deep clean. To kosmetyk o nieco męskim zapachu, w swojej konsystencji gęsty, lekko perłowy. Idealnie oczyszcza i napina skórę. Świetnie radzi sobie z demakijażem. Usuwa martwy naskórek i sebum. Zapobiega tworzeniu się pryszczy i wągrów (fakt, wypryski zaczęły pojawiać się `od święta`, jednak nie zauważyłam zmniejszenia ilości wągrów). Nie zawiera mydła i parabenów, jest bardzo wydajny.
Wygląda tak:
W tamtym okresie postanowiłam również wrócić do peelingu. Postawiłam na krem do mycia twarzy o zapachu brzoskwini. Drobinki są dość spore, nie jestem więc pewna, czy nadaje się do skóry wrażliwej i skłonnej do alergii. Mnie zadowolił. Po jego użyciu skóra jest miękka i delikatna w dotyku.  Zapobiega powstawaniu nowych `niespodzianek` i zwalcza te, które zdążyły nas zaskoczyć. Jest wielofunkcyjny, sprawdza się jako żel, peeling i maseczka. Szczerze mówiąc nie sprawdzałam jego działania jako maseczki. 
Po przetestowaniu dwóch powyższych produktów zaciekawił mnie kolejny - żel do mycia twarzy Fruity Flirt o świeżym, owocowym zapachu. Usuwa łój, tłuszcz i zanieczyszczenia. Wyczuwalna nuta cytryny wspaniale orzeźwia.
Mój ostatni nabytek, pachnący owocową pastą do zębów dla dzieci :) Usuwa obumarłe fragmenty naskórka, zapobiega zapychaniu się porów i powstawaniu zanieczyszczeń skóry. Zatrzymuje wilgoć w skórze. Zawarty w nim mentol wspaniale orzeźwia i koi zmęczoną buzię. Dogłębnie oczyszcza pory.
Wszystkie żele kosztują nieco ponad 7zł, w promocji można je dostać już za 6 zł z groszem. Opłaca się!
Jeżeli już na mojej buzi pojawi się jakiś nieprzyjaciel, stawiam na wysuszenie drania punktowym żelem siarkowym od Barwy. Nie łudźcie się, cudów nie czyni, ale przyspiesza wysychanie i gojenie się miejsca po wyciśniętym pryszczu. Można też stosować go jako maseczkę na twarz, ale szczerze...? Bałabym się, że wysuszy na wiór moją i tak suchą skórę. Stosuję go więc punktowo. Kosztuje ok 8 zł. Jest bardzo wydajny!
Ostatnia rzecz, która pomogła mojej buzi ustatkować się, to nylonowa rękawica masująca/peelingująca. Wprawdzie produkt ten jest przeznaczony do całego ciała, jednak idealnie sprawdza się w roli peelingu do twarzy. Możecie dostać ją w Rossmann'ie za ok 4 zł

Oczywiście nie stosuję wszystkich kosmetyków na raz. Rano peelinguję buzię, wieczorem pozbywam się makijażu i/lub resztek makijażu przy pomocy żelu. Obecnie najbardziej odpowiada mi różowy peeling i zielony żel, z uwagi na orzeźwiające, letnie zapachy i lekkie konsystencje. Serum stosuję w razie potrzeby, niezależnie od pory dnia i wskazań producenta :P
Po umyciu buzi, osuszeniu ręcznikiem stosuję pewien cudowny krem, ale jest to już temat na oddzielny post:)

Efekty? Buzia jest gładka, pryszcze pojawiają się sporadycznie (najczęściej przed imprezami, ważnymi wydarzeniami - ostatnio straszyłam dwiema wielkimi, czerwonymi kropami na weselu... Próbowałam zapaćkać dziadostwo zielonym korektorem, jednak, jak to w tańcu, skóra pociła się i kamuflaż szybko spływał). Po raz kolejny okazuje się, że grunt, to systematyczność :)
A jak Wy dbacie o swoje buzie?
Trzymajcie się ciepło!

*** Uprzejmie donoszę, iż wszystkie zamieszczone fotografie pochodzą z internetu***

niedziela, 30 czerwca 2013

Libster blog

,Witajcie po długiej przerwie!
Jakiś czas temu zostałam nominowana do Libster blog, przez Ewe : http://ewefryz.blogspot.com/
Dziękuję bardzo i serdecznie zapraszam na jej bloga:)
A teraz odpowiedzi na pytania:

1.Co natchnęło Cie do pisania bloga?
Do pisania bloga natchnęło mnie kilka spraw. Po pierwsze, chciałam poznać nowe osoby, które tak jak ja lubią upiększać się perełkami z kosmetycznych półek, na studencką kieszeń. Po drugie, jestem gadułą, blog jest więc formą pogadanki na tematy, które mnie interesują. Po trzecie, od dawna interesują mnie tematy urodowe i zdrowotne, lubię testować nowe kosmetyki, wymieniać się doświadczeniami, stąd pomysł na bloga:) Pozazdrościłam również innym dziewczynom, które mają swoje miejsce w sieci, dlatego też postanowiłam stworzyć własne.
2. Bez jakiego kosmetyku nie możesz wyjść z domu?
W torebce zawsze muszę mieć balsam do ust, ale jeśli chodzi o makijaż, z pewnością będzie  to tusz do rzęs.
3. Obcasy, balerinki czy platformy?
Zależy od sytuacji, ale najbardziej uniwersalne są balerinki.
4. Z jakim aktorem/aktorką chciałabyś spędzić dzień?
Uwielbiam Jim'a Carrey'a, jednak spotkanie z Jason'em Statham'em rówież mogłoby być fascynujące:)
5. Ulubiony film/ serial?
Uwielbiam serię filmów o Harry'm Potter'ze, niekoniecznie ze względu na fabułę, ale o `krajobraz` tego filmu. Z polskich seriali relaksuję się przy 'Na Wspólnej', jeśli chodzi o zagraniczne, chętnie oglądałam 'Chirurgów', 'ER', przeszłam również okres fascynacji serialem 'Skins'.
6.Upał czy mróz?
Upał!
7.Zachód Słońca czy wschód?
Zachód.
8. Czego boisz się najbardziej?
Ponoć jeśli się czegoś boimy, przyciągamy to do siebie, staram się więc nie myśleć o rzeczach, które mnie przerażają. Powiedzmy więc, że z największym niepokojem myślę o chorobie i samotności, zarówno dotyczącej mnie jak i moich bliskich.
9. Jakbyś mogła wyjechać i zamieszkać tam gdzie tylko chcesz, który kraj byś wybrała?
Fascynuje mnie wiele krajów, od Finlandii po tętniące życiem miasto, jakim jest New York, myślę jednak, że najlepiej czułabym się w jakimś ciepłym, słonecznym miejscu, gdzie jest dużo zieleni i szczęśliwi, uśmięchnięci ludzie.
10.Ulubiony owoc?
Grapefruit
 11.Czy Twój zawód jest Twoim wymarzonym? A jak nie to kim byś chciała być?
Marzyłam o dostaniu się na pielęgniarstwo, za rok, mam nadzieję, zdobędę tytuł magistra. Nie mogę się już doczekać podjęcia mojej pierwszej pracy, co być może nastąpi już w te wakacje, także proszę o trzymanie kciuków!:)
Czasem nachodzą mnie wątpliwości, czy dam radę robić to przez całe życie, bo to ciężka praca, mam jednak nadzieję, że uda mi się tak pokierować swoją `karierą` zawodową, żebym mogła realizować się w zawodzie na każdym jej etapie.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację:)
Niestety, nie wyznaczę 11 osób, ponieważ jeszcze tylu Was nie poznałam (co mam zamiar nadrobić!).
NOMINUJĘ WSZYSTKIE OSOBY, ODWIEDZAJĄCE MOJEGO BLOGA.
Oto moje pytania:

1. Co najbardziej podoba Ci się w blogowaniu?
2. Co Cię uszczęśliwia?
3. Ulubiony kosmetyk, bez którego nie wyobrażasz sobie życia?
4. Sukienka, spodnie czy spódnica?
5. Kot czy pies?
6. Laptop, czy telefon z dostępem do internetu?
7. Woda zwykła, czy gazowana?
8. Ulubiona herbata?
9. O zwiedzeniu którego miasta marzysz?
10. Czy masz jakąś fobię? Jaką?
11. Jakiego języka chciałabyś się nauczyć?


PRYWATA:
Sesja zaliczona, z jedną poprawką, na szczęście mam już wszystko za sobą i jestem zadowolona:) Dostałam dodatkową pracę, nie związaną z zawodem, ale i to może się w niedługim czasie zmienić... W wakacje niestety nigdzie nie wyjeżdżam, nad czym ubolewam, bo chciałabym na chwilę oderwać się od miasta i przyziemnych spraw. Obiecuję, że będę się częściej pojawiać na blogu, mam nadzieję, że każdy z Was znajdzie tutaj coś ciekawego dla siebie.
Muszę się Wam pożalić, że dostałam już temat, a raczej tylko obszar, z jakiego będę pisać pacę magisterską i  niestety nie jestem zadowolona... Muszę skoncentrować się na tym, żeby znaleźć temat jak najbardziej zbliżony do moich zainteresowań, choć nie będzie łatwo.
Tak czy siak, pierwszy rok magisterki zaliczony, mogę teraz spokojnie wrócić na siłownię i pochłonąć kilka książek. Drżyj, biblioteko!;)



piątek, 14 czerwca 2013

Gdzie się podziewam?

Chociaż w głowie mam mnóstwo pomysłów na kolejne notki, to sesja sprawia, że nie mam czasu ich zrealizować :( Uczelniane zmagania na szczęście kończę w przyszłym tygodniu, więc na pewno moja aktywność się zwiększy :)

Dziś napiszę kilka słów o produkcie, który ostatnio podbił moje serce, choć włożyłam go do koszyka ze sporymi obawami. Mowa o ` Naturalnej pomadce do ust z mentolem i kamforą`, w sztyfcie. Kiedyś byłam nieszczęśliwą posiadaczką płynnej wersji tego produktu, która po kilku nieudanych próbach `zniesienia jej` wylądowała w koszu na śmieci - produkt dziwnie pachniał a po jego aplikacji miałam wrażenie, że mam na wargach ziarenka piasku...

Jeśli chodzi o mój nowy nabytek, to moją uwagę przyciągnął przede wszystkim opis producenta:

a ściślej rzecz ujmując, obecność kamfory (której zapach uwielbiam, pomimo nieprzyjemnych, laryngologicznych doświadczeń z dzieciństwa...), kwasu salicylowego, masła shea i phenolu. Te składniki zainteresowały mnie najbardziej.
Pierwsze, co zauważyłam po otwarciu opakowania to cudowny zapach. Mentol i kamfora to połączenie, które zdecydowanie koi moje zmysły. Odpowiada mi również dosć zwarta konsystencja sztyftu, który jednak aplikuje się bardzo łatwo. Niewielkie, trochę `staromodne` opakowanie również jest dla mnie plusem.
Już po pierwszym użyciu zaczęłam załować, że nie skorzystałam z Rossmanowskiej promocji i nie zakupiłam kilku sztuk tego balsamu. Pomadka ta ma wiele zalet:
- koi spierzchnięte, spieczone i obolałe usta,
- doskonale nawilża,
- chroni,
- jest trwała,
- wygładza wargi które stają się idealnie miękkie,
- maskuje ewentualne suche skórki,
- pielęgnuje usta,
- pozostawia na wargach delikatną, tłustawą, ochronną powłoczkę, która doskonale chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi uszkadzającymi delikatną skórę ust,
- łagodzi podrażnienia,
- niweluje zaczerwienienie,
- dzięki niej szybko można pozbyć się nieprzyjemnego uczucia `ściągnięcia` ust.

O jej zbawiennym działaniu miałam okazję przekonać się, kiedy na moje usta spadły wszystkie plagi egipskie - wiatr, przeciąg w autobusie, wysuszające działanie klimatyzacji. Wszystko to poskutkowało ściągniętymi, spieczonymi i wysuszonymi ustami, na których brzegach pojawiła się piękąca, czerwona obwódka. Nie mogłam uwierzyć, kiedy po zaaplikowaniu grubszej warstwy produktu, już po godzinie pozbyłam się zaczerwienienia, a wargi okazały się być doskonale nawilżone i ukojone. Szczególnie zaskoczyły mnie jej właściwości przeciwbólowe:) Jest to również idealny produkt na cieplejsze dni, ponieważ zawarty w pomadce mentol prowokuje przyjemne uczucie chłodzenia.
Jest jeden mały minusik - po chwili od aplikacji piękny zapach wietrzeje i choć właściwości chłodzące pozostają bez zmian, to jednak troszeczkę przeszkadza mi posmak wazeliny.

Zapłaciłam za nią śmieszne grosze, ok 2,40 zł, jednak warto ją nabyć nawet w cenie regularnej, która wynosi nieco ponad 4 zł:)



A Wy, odkryłyście już swojego faworyta do pielęgnacji ust na lato? 
Trzymajcie się!
(W następnej notce odpowiedź na pierwszy TAG, dziękuję za pamięć!:))

środa, 29 maja 2013

Z ostatniej chwili... ;)


Weszłam dziś do rossmann'a dwa razy... Ceny były tak kuszące, że musiałam poczynić wspomniane zapasy! Dwa produkty są dla mnie totalną nowością i niewiadomą, a są to: żel do higieny intymnej Biały Jeleń (nie dotyczyła go promocja, ale to również niezbędnik każdej kobiety) i balsam do ust z kamforą i mentolem od Lovely ( właśnie go otworzyłam i już żałuję, że nie kupiłam więcej... )

Biały Jeleń - żel do higieny intymnej - 6.89 zł
Eva Natura - krem intensywnie nawilżający Eva Natura z melisą, na dzień i noc - 5.99 zł
Maseczki Rival de Loop - oliwkowa, peel-off i nawilżająca - każda 99 gr
Lovely - balsam do ust z mentolem i kamforą - 2.39 zł
Rival de Loop - tonik do demakijażu bez alkoholu - 2.69 zł
Puder Synergen (dopiero w trzecim rossmann'ie znalazłam mój odcień) - 5.59 zł

Kilka słów od producenta o balsamie do ust.

Chciałam jeszcze kupić eyeliner, ale wydałam dziś zdecydowanie za dużo mamony, wykończę mój żelowy od essence i dopiero wtedy sięgnę po coś nowego :)

Wodoodporny tusz nadal pilnie poszukiwany!

W następnej notce kilka słów na temat pielęgnacji twarzy, czyli ostani `Fakt`!:)




Rossmann! Zapasy

Szał rossmanowych zakupów ogarnął i mnie :) Przede wszystkim KONIECZNIE musiałam zaopatrzyć się w zapas mojej ukochanej pomadki ochronnej Intensiv od Isany. Kupiłam 3, dodatkowo jedną różaną i jedną w wersji Sun - z myślą o opalaniu, zaklinam pogodę na lato! Czekałam na tą promocję pół roku. Zaopatrzyłam się też w 3 lakiery, krem na noc i wspaniały żel - peeling do mycia twarzy o zapachu... owocowej pasty do zębów :D
Dziś ostatni dzień promocji, także mam zamiar wstąpić do Rossmanna i wrzucić do koszyka krem do twarzy Eva Natura z melisą (bomba! powiem o nim kilka słów w najbliższej notce, to będzie chyba ostatnia z serii "Fakt"), jakąś maseczkę i tusz do rzęs.

 Lakiery pięknie mienią się w słońcu i są trwałe. Niebieski mam na stópkach już czwarty dzień i cały czas jest w stanie praktycznie nienaruszonym (nie biorę pod uwagę paluchów, które masakrowałam cały dzień ciut przyciasnymi balerinkami, co poskutkowało dwoma odpryskami).


A teraz pytanie do Was:
Znacie jakiś NAPRAWDĘ WODOODPORNY tusz do rzęs, w cenie do ok. 20 zł? Nie zależy mi na tym, żeby nie wiadomo jak wydłużał, pogrubiał, zmywał i gotował, moje jedyne wymaganie to WODOODPORNOŚĆ. Dajcie proszę znać, jeśli znacie taki produkt.
Buziaki!


sobota, 18 maja 2013

Słodkousta

FAKT NR 5 - zadbane usta pod ochroną!
Zostałam uraczona przez naturę mega wrażliwymi ustami. Zimno, wiatr, słońce - każdy z tych czynników wpływa na nie negatywnie. Potrafię `załatwić` sobie wargi chodząc się po mieszkaniu szybkim krokiem - wystarczy, że je obliżę i już są zaczerwienione, podrażnione i pieką... Jedyna moja nadzieja to balsamy do ust, które otulają wargi ochronną powłoczką.
Przyznaję się bez bicia - jestem od nich totalnie uzależniona i przywiązana przez okrągły rok. Wśród moich typów są głównie produkty bezbarwne, których praktycznie jedynym zadaniem jest ochrona warg przed pierzchnięciem, wysychaniem, działaniem wszelkich szkodliwych czynników zewnętrznych poczynając od zimna, na negatywnym działaniu słońca kończąc. Od balsamu wymagam tylko tego, by nie był zbyt tłusty, wywiązywał się ze swojego profilaktycznego zadania, miał ładny, nienachalny zapach, nie przeszkadzał mi w ciągu dnia, nie kleił się - czyli po prostu, abym mogła zapomnieć, że mam go na ustach. Zapraszam do zapoznania się z moją mini-kolekcją:) Perełki pozostawiam na koniec.


9. Niechlubne 9 miejsce zajmuje balsam od Eveline - Lip Therapy.
Jest bardzo tłusty, przeszkadza mi w ciągu dnia, ponieważ po prostu go czuję i odruchowo ścieram/zlizuję. Nie nadaje się do ust podrażnionych, wyschniętych, uszkodzonych w jakikolwiek sposób, ponieważ powoduje nieprzejmne szczypanie. Kokosowy, bardzo słodki zapach sugeruje, by używać go zimą, produkt ma bardzo kremową konsystencję, topi się pod wpływem ciepła. Dla mnie jednak jest zbyt `ciężki` nawet w trakcie mrozów. Nie wiem, czy dam radę go zużyć. Niestety nie znam ceny, ponieważ otrzymałam go w prezencie, w zimowym zestawie.



8. Wielkie rozczarowanie - Carmex.
Liczyłam na niego z całych sił, ponieważ urzekł mnie jego zapach, przywodzący na myśl... kamforę. Taki jest efekt połączenia jaśminu i eukaliptusa. Poza obłędym aromatem, który mnie osobiście oczarował, nie mogę powiedzieć o nim wiele dobrego... Ma półokrągły aplikator, całkiem wygodny. Na pewno nadaje się na okres upałów, ponieważ posiada właściwości chłodzące. Dlaczego  jestem na nie? Carmex nie nawilża (a wręcz wysusza!), nie odżywia, nie ochrania ust, nie utrzymuje się długo na wargach (znika po 15 minutach bez wyrażnych przyczyn - wchłania się?), dodatkowo w swojej konsystencji posiada coś, co na wargach przypomina ziarenka piasku. Jest to najzwyczajniej nieprzyjemne. Czytając setki pozytywnych recenzji miałam nadzieję, że i ja się w nim zakocham, niestety spotkało mnie totalne rozczarowanie.
Cena: 9 zł.


7. Dove
Twarda pomadka o `zbitej` konsystencji. Ma piękny, kremowy zapach, w którym można się zakochać. Łatwo rozprowadza się na ustach, chroni przed wiatrem. Pozostawia na wargach delikatną, mleczną warstewkę. Szybko znika z ust. Nie zauważyłam właściwości nawilżających ani regenerujących, uszkodzonym wargom również zafunduje uczucie pieczenia.
Cena: nieznana.


6. Isana Hydro
Niby ochrania przed zimnem i wiatrem, ale jednocześnie wysusza przy dłuższym stosowaniu.. Raczej do używania w domu, sporadycznie. Tylko dlaczego nazywa się Hydro, skoro posiada właściwości wysuszające? Na pewno nie regeneruje. Nie wrócę do niej. Plusy są takie, że jest niewyczuwalna na ustach, dobrze się `trzyma`, ma neutralny zapach, nie klei się.
Cena: 4.19 zł




5. Isana Fruit Gloss - granat. Wersja limitowana.
Nawilża -  z pewnością. Chroni przed wiarem i wysuszaniem. Pachnie PRZECUDOWNIE, jednak aplikując go, należy zerknąć w lusterko - nadaje delikatny, różowy kolor, perłową poświatę, z którą łatwo przesadzić, a każde `wyjechanie` poza linię warg będzie widoczne. Średniak.
Cena: 4.19 zł



4. Liliputz
Pomadka z Rossmanna, stworzona dla dzieci. Dla swoich Mam zawsze będziemy dziećmi- pewnie dlatego, kiedy poprosiłam moją o zakupienie balsamu do ust, sięgnęła właśnie po ten :) Ma piękny, wiśniowy (absolutnie nie chemiczny) zapach, doskonale nawilża i chroni wargi. Nadaje im delikatną, różowawą poświatę i perłowy połysk (tutaj także zalecane posiłkowanie się lusterkiem). Idealny na zimę. Można stosować nawet na podrażnione usta. MEGA wydajna.
Podobą, ochronną i profilaktyczną funkcję spełnia bezbarwna Isana classic, w ciemnoniebieskim opakowaniu (niestety, bluetooth oszalał i za nic nie mogę Wam przesłać zdjęcia:/) Te dwa balsamy otrzymują egzekwo 4 miejsce.
Cena: 4.19 zł


3. Alterra Rumiankowa
Pierwszy balsam, który wykazał się u mnie właściwościami regenerującymi. Jest praktycznie bez zapachu, również ma `zbitą` konsystencję, nie topi się pod wpływem temperatury, spokojnie można go nosić w kieszeni spodni. Ma bardzo naturalny skład. Nie powoduje szczypania na podrażnionych/spieczonych wargach, przyspiesza ich powrót do formy.Idealny na każdą porę roku, praktycznie nie czuć go na ustach. Wyleczył moje wargi, kiedy pojawiła się na nich dziwna, do dziś niezidentyfikowana wysypka. Chroni przed niesprzyjającymi czynnikami zewnętrznymi. Bardzo dobrze `trzyma się` warg.
Cena: ok 5zł


2. Handmade
Własnoręcznie przetopiona mieszanka resztki Isany Intensiv (wygrzebujcie produkt z opakowania, kiedy już sztyft sięgnie `kołnierzyka`, zostaje go tam na prawdę sporo) i wazeliny. Tylko na użytek domowy/ na noc z uwagi na niehigieniczną aplikację paluchem (zboczenie zawodowe daje o sobie znać - staram się nie manipulować rękoma przy twarzy, kiedy jestem poza domem i dotykam poręczy w autobusie, ławek w salach wykładowych, pieniędzy, itd, itp.) Regeneruje, leczy, nawilża, chroni. Wystarczy gruba warstwa na noc i rano budzimy się z idealnie odżywionymi, nawilżonymi ustami.
Cena: 4.99 duża wazelina Isana - ale do tej mieszanki zużyłam tylko łyżeczkę.
Słoiczek: 1.19 zł, Rossmann.



1. Isana Intensiv
Hicior, hicior, HICIOR! Mogę powiedzieć o niej wszystko to, co napisałam powyżej o produkcie Alterry. Różni się zapachem - mi kojarzy się z wonią kitu pszczelego, jest bardzo przyjemny. Brał udział w leczeniu moich spierzchniętych, bolesnych, podrażnionych, przesuszonych ust i sprawdził się rewelacyjnie. Zużywam już 4 opakowanie i na pewno będzie ich jeszcze wiele. Mam nadzieję, że nigdy nie zniknie z półek (a raczej z wieszaczków;) Jest to chyba jedyny balsam, który ma właściwości lecznicze i regenerujące i na którym mogę polegać zawsze i wszędzie i wiem, że na 1000% się nie zawiodę. Na wargach trzyma się tak długo, dopóki go nie zjemy. W ogóle się nie lepi, idealnie nawilża wargi. Gdybym miała zdecydować co zabiorę ze sobą na bezludną wyspę, byłaby to właśnie Isana Intensiv! :)
Cena: 4.19 zł



Kto dobrnął do końca?:)
Mam nadzieję, że te krótkie recenzje pomogą Wam w znalezieniu idealnego balsamu:)
Jeśli chodzi o produktu kolorowe, to przyznam się, że właściwie nie używam pomadek (chociaż obecnie czaję się na 2 kolory:), posiadam w swojej kolekcji tylko Essence - In the nude (nr 52), i 2 błyszczyki od Sensique. Stawiam na balsamy!

Który z mojej kolekcji przekonuje Was najbardziej? Jeśli macie jakieś pytania - piszcie w komentarzach.
Trzymajcie się, buziaki :)

niedziela, 5 maja 2013

Z pazurem!

FAKT NR 4 - długie, zadbane paznokcie.
W zeszłym roku potrafiły wyglądać nawet tak:
Na dzień dzisiejszy, czy to pod wpływem stresu, czy braku jakichś składników odżywczych (chociaż moja dieta właściwie się nie zmieniła), wyglądają koszmarnie, nawet nie chcę Was straszyć... Istnieje jednak kilka produktów, które kiedyś bardzo mi pomogły i mam nadzieję, że dzięki nim znów osiągnę wymarzony efekt. Zapraszam na prezentację mojego niezbędnika pielęgnacyjnego do panokci.

1. Odżywka z jedwabiem od Lovely
Czyli pierwszy produkt, dzięki któremu wyhodowałam swoje pierwsze, długie i mocne pazurki. Kiedy zaczynałam dziewiczą kurację tą odżywką, kosztowała jeszcze niewiele ponad 5 zł, obecny koszt to ok 7.50zł. Jedna warstwa daje przezroczystą poświatę, dwie - piękne, mleczne zabarwienie płytki.
Zużyłam jakieś pół buteleczki, kiedy moje paznokcie były już piękne, mocne i długie, a końcówki idealnie białe, tworzące iluzję french'u. Odżywka pomogła mi zażegnać problem rozdwajających się paznokci i utwardziła płytkę. 

2. Diamentowy utwardzacz do paznokci od Lovely
Co tu dużo mówić. Po prostu utwardził paznokcie i sprawił, że były bardziej odporne na uszkodzenia. Na paznokciu jest przezroczysty, najważniejsze jest jednak jego działanie, paznokcie są mocne i zdrowe!

3. Kultowa odżywka od Eveline - wersja diamentowa.
Nie będę się rozpisywać na jej temat, bo internet obecnie to skarbnica wiedzy na temat plusów i minusów tego produktu. Ja powiem tylko tyle - jeszcze nigdy nie miałam tak długich, mocnych i twardych paznokci. Stosowałam ją ponad rok, najczęśniej jedną warstwę, która miała pełnić rolę bezbarwnego lakieru. Po tak długim czasie zauważyłam jednak przesuszenie płytki i byłam zmuszona poszukać czegoś innego, ale na pewno do niej wrócę!
Dobre opinie zbiera również wersja `8in1` niestety zarówno w moim przypadku jak i mojej mamy, jej stosowanie nie przyniosło żadnych rezultatów.
4. Sensique Keratin nutrition
Zastępstwo dla diamentowej odżywki Eveline - w niedługim czasie napiszę o niej kilka słów.
5. Sensique - mineral regeneration
W trakcie testowania i wyrabiania sobie zdania na jej temat:)
6. Sensique - bomba witaminowa
 Z uwagi na kolor, który sprawia, że płytka wygląda jak pożókła, używam jej sporadycznie do paznokci u stóp.


7. MySecret ceramide hardener
Skopiuję Wam to, co napisałam na wizażu, bo nic więcej nie mam do dodania: Nie zauważyłam efektów odżywienia i poprawienia stanu paznokci, nie stały się silniejsze i pomimo jej stosowania nadal się rozdwajały. Obecnie używam jej na paznokciach od stóp i również nie sprawdza się jako odżywka, stosuję ją raczej jako bazę pod lakier i tutaj daje radę. Nic specjalnego, na pewno można znaleźć lepszą.
Jedyny plus za to, że jako da się ją zużyć do dna, co w przypadku takich produktów zdarza się bardzo rzadko.
To by było na tyle, jeśli chodzi o przegląd odżywek do paznokci, które stosowałam i które najbardziej zapadły mi w pamięć.

Słonecznej niedzieli Wam życzę :)

* zdjęcia pochodzą z internetu.

środa, 1 maja 2013

Firanki

FAKT NR 3 - obsesja na punkcie pielęgnacji rzęs:)


Uwielbiam piękne rzęsy, które jak firanka otaczają oko. Najlepiej jeśli są długie, ciemne, i podkręcone. Osobiście jestem posiadaczką długich, ale jasnych rzęs, co niestety skutkuje tym, że bez podkreślenia tuszem są praktycznie niewidoczne. Jakiś czas temu zapragnęłam je nieco zagęścić i odżywić. Wybrałam kilka produktów, które powinny mi w tym pomóc.

1. L'biotca krem do rzęs.

Przyznam się, że z całych sił próbuję stosować ją regularnie, jednak zdarza się, że zapominam... Marzą mi się takie firanki jak na obrazku, ale w moim przypadku raczej nie ma na to szans. Niedługo wstawię fotki moich naturalnych rzęs przed i po kuracji. Trzymajcie kciuki za spektakularne efekty:)







2.Odżywka keratynowa - Gal.
Dostałam kiedyś listek tej odżywki od babci, był gratisem do zakupów w sklepie zielarskim. Odłożyłam ją na półkę, kurzyła się tam do czasu, kiedy nie znalazłam w internecie zdjęć dokumentujących jej działanie. Od razu do niej powróciłam. Staram się stosować przynajmniej 2 razy w tygodniu. Odpowiednio otwarta `rybka` (ja przekłuwam je w połowie ogonka, odchylenie go w bok lub w tył powoduje wypływanie kropli produktu) wystarcza na kilka/kilkanaście aplikacji, oczywiście zależnie od tego, na jakie obszary nakładacie odżywkę i w jakiej ilości. Można ją stosować do rzęs, brwi, a także jako wcierkę do paznokci. Jest bardzo oleista, zapach przypomina sosnowy odświeżacz do powietrza. Aplikacja jest bardzo prosta, produkt nie powoduje podrażnień. Być może skuszę się kiedyś na całe opakowanie, które kosztuje ok 13zł. Na razie potestuję sobie gratisowy listek :)

3. Odżywka do rzęs - Eveline



Kupiłam ją za ok 9 zł w Biedronce (biedronka, ach, biedronka... ;) . Produkt, który przypomina kolorem płynny korektor, może służyć jako baza pod tusz i najczęściej w takiej formie go stosuję. Przepięknie pachnie, aplikuje się ją za pomocą zwykłej, silikonowej szczoteczki, takiej, jakie są dostępne w większości mascar. Pod tuszem do rzęs odżywia, wzmacnia ale także pogrubia rzęsy. Chroni je przed przesuszeniem - tutaj zauważyłam już pierwsze efekty. Przedłuża trwałość mascary. Na pewno kupię go ponownie.
TRIK - odżywka jest idealna, jeśli chcecie zrobić zdjęcie dokumentujące długość waszych rzęs, ponieważ pokrywa je po same końce nie powodując ich wydłużenia, łatwiej później porównać efekty :)



Dodatkowo:
4. Suplementy

Bardzo ważna kwestia. Najprawdopodobniej wszystkie produkty, które wzmacniają włosy od wewnątrz poskutkują również na rzęsy. Osobiście pijam napar z własnoręcznie zebranego skrzypu polnego, pokrzywy (możecie także nabyć herbatki ekspresowe). Miłośniczkom mocniejszych smaków polecam herbatę Yerba Mate elaborada con palo Taragui - zawiera bowiem najwięcej składników i witamin, które mogą pomóc w odbudowie i odżywieniu włosów, skóry i paznokci. O moich ulubionych Yerba Mate opowiem Wam kiedy indziej :)
Ostatnio podpatrzyłam u jednej z blogerek fajny sposób na nawilżenie rzęs - stosowanie pomadki ochronnej o jak najbardziej naturalnym składzie - np. Alterry rumiankowej. Zawsze mam przy sobie jakiś balsam, z pewnością wypróbuję ten sposób jeśli zdarzy się, że nie będę miała pod ręką odżywki dedykowanej rzęsom.

5. Demakijaż
Wykonuję go delikatnie, miękkim wacikiem nasączonym płynem do demakijażu, bądź pocierając rzęsy palcami, na których znajduje się żel do mycia twarzy. Oczywiście wykonuję to z wyczuciem. Być może taki żel to nienajlepszy wybór jeśli chodzi o demakijaż oczu, ale nie zauważyłam żadnych negatywnych skutków. 

Jeśli chcecie wiedzieć coś więcej, dajcie znać w komentarzu :)
Jak mija Wam majówka? 
Ja pierwszy dzień maja spędziłam na działce, dotleniłam się i odpoczełam od miejskiego zgiełku:)

Buziaki!